Thursday, October 13, 2011

I wore black on Saint-Germain-des-Prés, feeling in the air that love..

Zdecydowałam najpierw napisać coś o moim ukochanym miejscu na Ziemi- Paryżu.
Pierwszy raz moja stopa ( prawdopodobnie w baletkach z Zary) stanęła na Paryskiej ziemi w 2001 roku. Nieprawdopodobne przeżycie. Był sierpień, w mieście około 35 stopni, sami turyści, brak Paryżan, gdyż to jest ten jeden miesiąc, w którym wynajmują domy na Lazurowym Wybrzeżu i nawet wysypany piasek ( który ma być plażą) nad Sekwaną, nie jest w stanie ich zatrzymać w tym mieście.
Spędziłam tam 7 dni, oczywiście Beatka oprowadzała mnie całymi dniami po mieście, od Louvre po Tour Eiffel i Montmartre. Byłam zachwycona, przepiękną architektura dookoła, tym glamour'em na każdej z ulic (tak, nawet powietrze pachnie tam glamour). Jedynie ludzie, pędzili przed siebie, zdystansowani, nie patrząc nikomu w oczy, nie uśmiechając się. Zimni jak Norwegowie.
Cztery lata potem powróciłam, wspominając zapach croissantes o poranku ze świeżo wyciskanym sokiem z pomarańczy. I wtedy się zakochałam. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała tam wrócić, gdyż widok na Tour Eiffel z Trocadero jest niepowtarzalny. ( Jak na zamieszczonym zdjęciu mojego autorstwa z 2005r.)
2007 rok- kolejna podróż,  a w zasadzie przeprowadzka. Początki były trudne, ale idea spędzenia całego roku w tak cudownym miejscu rozświetlała każdy mój poranek, mimo, że budziłam się w 11. dzielnicy.. Zimę ledwo przetrwałam, nieprzyzwyczajona do tamtejszego klimatu.. Fantastyczne zajęcia na Sorbonie, międzynarodowi znajomi- niestety liczba poznanych Francuzów- 0. Cóż ja bym oddała teraz za to, żeby znowu móc biec jak szalona z Pantheonu, przez spektakularny Jardin du Luxembourg na Blvd Raspail gdzie miałam popołudniowe zajęcia z fonetyki.. I ta mała bulangerie na Rue de l'Estrapade, gdzie codziennie kupowałam kanapkę w najcudowniejszej na świecie bagietce.. Obok była też nasza ulubiona knajpa na lunch. Przesiadywałyśmy tam z moją przyjaciółką Natsuko całymi przedpołudniami ( nie uciekając z zajęć :) ). Właściciele z Maroko, on- nieprawdopodobnie gotował. Zawsze tam wracam, kiedy tylko jestem w Paryżu.
Drinki w Buddha Bar, czy Hotel Costes, szaleństwa we wtedy popularnym Kongu ( na pewno widziałyście tą restaurację oglądając SATC "American Girl in Paris").. Iście glamour życie w dzielnicy numer 8. 
Na dzisiaj to tyle,  tytułem wstępu do ma vie parisienne :)
Następnym razem na pewno opisze jakieś cudowne i tajemnicze miejsca, warte polecenia, dla osób, które wybierają się w najbliższym czasie do Paryża. Albo zabookują bilet zainspirowane moimi opowieściami... :)
Alors, A + !
la Tour Eiffel


Jardin du Luxembourg

6 comments:

  1. Dobrze, że piszesz coś o knajpkach, restauracjach i hotelach, bo warto odwiedzać sprawdzone miejsca.
    Powodzenia i czekam na więcej :)

    ReplyDelete
  2. dziękuję Laura :) dopiero się rozkręcam :)

    ReplyDelete
  3. Nie wiem kiedy odwiedzę Paryż, ale dzięki Tobie będę już wtedy wiedzieć gdzie muszę pójść i co zobaczyć :)Miłego bloggowania Kochana :*

    ReplyDelete
  4. Zycze Ci, zeby ten blog przerodzil sie w wyjatkowy przewodnik po Paryzu, ze wszystkimi jego smakami, zapachami.....zakatkami ktore trzeba zobaczyc odwiedzajac Paryz.
    Powodzenia!
    Cioteczka M

    ReplyDelete
  5. Blog będzie nie tylko o Paryzu :) o wszystkim, o czym sie tylko da :) Na pewno wrzuce jakies swoje przepisy, ale nie te najlepsze, bo najlepsze sa mocno strzezone ;) Do zobaczenia niedlugo :*

    ReplyDelete
  6. Mam nadzieję, że dopiero się rozkręcasz. Początek bardzo smakowity i zaostrza apetyt na więcej! Wrzucaj więcej zdjęć, są vraiment genial :)

    ReplyDelete